:-)

Pochwal się swoją przygodą. Napisz relację i podeślij na pasieczkin@santaclub.pl

--> Plany, projekty, przygotowania
--> Beskidy
--> Inne PL
--> Romania
--> SK
--> Ukraina
--> Europa
--> Sport
--> Grawitacyjne miejscówki
--> Z buta
Ukraina - Bieszczady Wschodnie I

  Czasem dobrze przygotowana wyprawa nie do końca przebiega jak w planie. Tym razem przygody jakie nam się przytrafiły spowodowały, że był to wypad, który długo pozostanie w pamięci.



 

 

 

 

 

 

 

 




Rozdział 1 – Opuszczamy Unię

   Po kilku nocnych godzinach ściśnięci jak sardyny dotarliśmy do przejścia granicznego słowacko-ukraińskiego w miejscowości Ubla. Był świt. Koledzy ściśnięci na pace combolota długo dochodzili do siebie. Jazda w pozycji embrionalnej nie wszystkim może przypaść do gustu. Dominik i Pil byli jednak zachwyceni:-)

   Rowery poskładane. Ruszamy. Najpierw Słowacy. Elegancko  - bach bach po stempelku w paszporcik. Grzecznie uśmiechamy się do uroczej celniczki, gdyż nasze gęby w niczym nie przypominały przystojniaków ze zdjęć. Pani wykazała jednak niezwykły zmysł porównawczy, wiec po chwili mogliśmy jechać dalej.

   Około stumetrowy pas ziemi niczyjej i dojeżdżamy do bramek już nie będący częścią Unii. Jest jakaś budka. Pusta budka… Rozglądamy się wokoło. Napisy stop, halt … itp. w dziwnych dla mnie językach zapewnie informowały o niechybnej śmierci w razie fikania. Ale nikogo nie ma. Cichutko na paluszkach w takim razie zaczęliśmy wtaczać się w głąb Ukrainy.

   Nagle potworny ryk rozwścieczonego „sołdata” położył nas niemal na asfalcie.

- gdie wy ………..  –tutaj zapewne padł potok niecenzuralnych słów

  Zaczęliśmy się nerwowo rozglądać. O co biega ??? Zawracamy.Pojawia się wielka celniczka, krzycząca niemiłosiernie  w naszym kierunku. Uświadomiła nam niezaprzeczalnie jak wielkie przestępstwo popełniliśmy. Już czułem wilgoć ciemnej celi.

  Po długim i dość hałaśliwym pouczeniu zostaliśmy obdarowani jakimiś ankietami które szybciutko wypełniliśmy. Pani wszystko co się dało obstemplowała i pogroziła paluszkiem. Mogliśmy jechać. Uff… niełatwe jest życie przemytnika.

 

 

GALERIA 1

 

 

Rozdział 2 – Skrót

   Pomykamy już na obcej ziemi. Rozglądamy się tu i tam. W końcu to dla nas niezła egzotyka. Inny kraj, dziwny język, śmieszne napisy, które mogę rozszyfrować dzięki niechcianym lekcjom w niepamiętnych czasach. Jest fajnie. Zapowiada się piękny słonczy dzień.

  Mijamy Małyj Bjerjeznyj, Mircia, Dubrinić, Zarjeciewo. W Pierećin znajdujemy bankomat. Nie było to łatwe, gdyż był niezwykle sprytnie ukryty na jakiejś stacji kolejowej. Na dodatek udało się z niego wypłacić 100 hrywien. Mamy szmal !!!

  Odbijamy na Simjer. Spoglądamy na mapę i postanawiamy sobie urozmaicić dojazd do celu. Skręcamy na Simjerki. Robimy zakupy. Cóż takiego idzie na pierwszy ogień ??? Oczywiście złocisty napój piwem zwany.

  Głowy nasze chodzą w lewo i w prawo. Jakże inne te wioski. Kończy się niby asfalt. Wpadamy w las. Droga wiedzie wzdłuż strumyka. Jedzie się ciężko. Trochę bagienny terenik. Chwilę później jedziemy już po strumyku. Następnie droga kluczy po stromym wzniesieniu. Troszkę się pogubiliśmy. Wspólnie po burzliwej dyskusji obieramy kierunek jazdy. Niebezpiecznie tracimy wysokość. Zarządzamy nawrót. Znowu dybano w górę. Jest … wpadamy na uroczą polankę. Cudowne widoczki. W oddali króluje nad okolicą Połonina Równa. Już niedaleko. Szkoda tylko, że musimy zjechać ostro w dolinę :-(.

 

 GALERIA 2

 

                          ***** FILM *****

 

Rozdział 3 – Połonina Równa

   Rozpoczął się atak na Połoninę Równą. Szkoda że zjechaliśmy znów do poziomu wzburzonego morza. Połoninę zaczęliśmy podjeżdżać od strony miejscowości Łumszory. Jako najsłabsze ogniwo miałem poważne problemy aby utrzymać się za wariatami Dominikiem, Cichym i dzielnie dotrzymującemu im kroku Pil’em. Kiedy oni walczyli o każdy metr, ja dzielnie atakowałem z buta kolejne zakręty. Nic z tego. Nawet skracanie sobie dystansu atakując na przełaj nie odnosiło oczekiwanego skutku. Mało tego – skracając sobie zakręt natknąłem się na sidła jakiegoś kłusownika i o mało nie stałem się zwierzyną łowną :-). Nie zmieniało to w niczym faktu iż dalej byłem tym na którego należy grzecznie poczekać :-).

   Cichy miał rację negując wybór tego wariantu ataku na górę. Sugerował okropne błoto i gdyby popadał deszcz utonęlibyśmy niechybnie w okropnych błotnych koleinach, które na szczęście były dość skutecznie wyschnięte. Dzięki temu nie było tak źle.

   Droga wiła się w górę w nieskończoność. Drobne atrakcje w postaci uroczego jeziorka czy grupki hałaśliwych grzybiarzy umilały monotonię wspinania się pod chmury.

   W końcu dotarliśmy do początku połoniny. Naszym oczom ukazały się ruiny bazy rakietowej budowanej tu przez Rosjan za czasów Zimnej Wojny. Ruiny robią wrażenie i działają na wyobraźnię.

   Wspinamy się dalej i dalej. Do wierzchołka jeszcze bardzo daleko. Mimo znacznego udogodnienia w wspinaczce, w postaci betonowych płyt grzecznie i bez pośpiechu deptam sobie oglądając cię co chwile na niesamowite widoczki. A widoczki były naprawdę cudne. Jeśli chodzi o pogodę trafiliśmy rewelacyjnie.

  Jest szczyt. Od dłuższego czasu kompani wyprawy czekają już na mnie.  A na nim kolejne ruiny bazy wojskowej. Oj mieli Rosjanie rozmach. Długo, ale to długo włóczę się podziwiając widoki. Zwłaszcza w kierunku zachodnim były niesamowite. Cudownie prezentowały się nasze Bieszczady, Lutańska Holica, Ostra Hora, Pikuj i wiele wiele innych rewelacyjnych wzniesień. Jeśli by było można kazałbym sobie zwinąć ten widoczek i powiesić na ścianie.

  Analizując otoczenie planujemy następny dzień. Pada decyzja. Atakujemy Lutańską Holicę  -hehe –góry zrobiły nam jednak okropnego psikusa, o którym nie mieliśmy zielonego pojęcia. Nadchodzi wieczór.

 

 GALERIA 3

 

                                 ***** FILM *****

 

Rozdział 4 – Pierwsza noc

   Słońce szybko i bezlitośnie zmierzało ku horyzontowi. Sprawnie rozbijamy nasze namioty i szykujemy posłania. Dominik dumnie prezentuję swoją połówkową karimatę. Smiechu z tej okazji jest co niemiara :-)

   Robi się coraz zimniej. Z przerażeniem obserwujemy szron pokazujący się na naszych namiotach. Hmm… czyżby to była mroźna noc. Nie da się ukryć – prawdopodobieństwo zmarznięcia wzrasta.

   Nie jest łatwą sprawą rozpalenie ogniska na połoninie.  Główny problem to barak drewna. Dzięki sprawnej akcji poszukiwawczej znajdujemy stare poradzieckie zbutwiałe słupy. Rozwalamy je na drobne drzazgi. Po kilku chwilach grzejemy się w świetle zachodzącego Słońca i  równie pięknego wschodu Księżyca.

   Jest cudownie. Degustując różne rodzaje złocistego napoju mile spędzamy czas w przepięknej scenerii. Ech – góry są piękne !!!

   Brr… wdziewamy z Cichym wszystko co mamy w plecakach. Jako posiadacze letnich śpiworów idziemy do spania w kilkuwarstwowej piżamce. Ale przecież twardziele nie używają zimowych śpiworów :-).  Dominik i Pil są szczęśliwymi posiadaczami wydajniejszych posłań. Jednak z połową karimaty na miejscu Dominika obawiał bym się o słuszną temperaturę nóżek.

   W nocy zmaga się okropny wiatr. Hehe – gdyby nie ciężar naszych ciałek pewnie odfrunęliśmy w niebiosa. Ale spało się dobrze. Co jakiś czas budzeni mocniejszym podmuchem doczekaliśmy cudownego wschodu słońca. A był prześliczny.

   Prześlicznie to było, ale niesamowicie zimno i wietrznie. Namioty i wszystko wkoło pokrywał gruby szron. Wyjście z namiotu wymagało niesamowitego samozaparcia a składanie namiotu wymagało wielkiej koncentracji i skupienia :-). 

GALERIA 4

 

                                          ***** FILM *****

 

Rozdział 5  -zimnowojenne atrakcje

  Kiedy Dominik i Pil spali smacznie z Cichym jako ranne ptaszki przenieśliśmy się w spokojniejsze (mniej wietrzne) miejsce. Idealnym zakątkiem było ustronne miejsce znajdujące się przy wejściu do byłej bazy rakietowej.

   Na szybkiego zrobiłem obchód terenu. Cudowne widoczki. Znowu zapowiada się śliczny dzień.

  Zajadając sobie śniadanko, patrząc w czeluści okropnej budowli, coraz bardziej zżerała nas ciekawość zwiedzenia tegoż obiektu. Na początek zaatakowaliśmy piratem. Efekt niesamowity. Echo mogło powalić na kolana i ewentualny potwór czający się w ciemnościach zapewne zawału dostał. Ostrożnie zaczęliśmy zwiedzać kolejne pomieszczenia. Robi wrażenie. Widać że obiekt był budowany z wielkim rozmachem i za zadanie miał przetrwać wiele być może odwetowych ataków. Aczkolwiek obawiam się że odwet byłby tylko jeden :-) i Połonina Równa była by kilkanaście metrów niższa niż obecnie. Ciekawe ile takich baz jest jeszcze w użyciu.

  GALERIA 5

 

Rozdział 6 – teleportacja

   Śpiochy wstały. Nareszcie !!! – jak można spać do 10:00  - skandal jakich mało. Z Cichym już wyraźnie byliśmy podirytowani. Jak już wczoraj ustaliliśmy rozpoczęliśmy atak na Lutańską Holicę. Jaką niespodziankę sprawiła nam ta góra dowiedzieliśmy się niebawem. A był to szok !!!

   Zjazd z Połoniny Równej był wspaniały. Ech gdyby nie ciężkie plecaki to szybowało by się niesamowicie. Nad strumyczkiem rozbiliśmy piknik.Fajne miejsce. Po chwili relaksu, rozeznaniu na mapie :-) rozpoczęliśmy atak na Holicę.

   He … droga szybko się skończyła a my zaczęliśmy się wspinać na krechę byle do góry. Masakryczne krzaki, gęsty las, przeróżne przeszkody nie były dla nas problemem. Zdawaliśmy sobie sprawę, że aby do góry a szczyt zdobędziemy.

  Cichy cały czas informował nas o wysokości jaką osiągaliśmy. Już na wysokości ok. 1200 m coś nam nie pasowało gdyż powinny zacząć się łąki. A tu busz jak w Amazonii. Oj wiele energii kosztowało nas atakowanie kolejnych metrów często w pionie.

   Jest – połonina… nareszcie. !!! Patrzymy w mapę. Próbujemy rozeznać widoczne dookoła góry. I szok !!!!!! – zdobyliśmy Ostrą Horę !!!! –przez chwilę nie mogłem uwierzyć jak to się stało. Czułem się jak by mnie ktoś przeniósł w czasie i przestrzeni. Wielkimi wybałuszonymi oczami patrzyłem na znajdująca się naprzeciwko i oddaloną o kilka ładnych kilometrów Lutańską Holicę. Jak można się tak pomylić. Cały czas jak sobie o tej pomyłce pomyślę to wpadam w zdumienie. :-)

 GALERIA 6

 

                                          ***** FILM *****

 

Rozdział 7 – Ostra Hora – singielki nad singielkami

   Zdobywanie wierzchołka Ostrej Hory nie było najłatwiejszym zadaniem. Niesamowita stromizna i sztormowy wiatr powodował że wlekąc rower na plecach wspomagaliśmy się czym tylko się da. Prawie na czworakach osiągnęliśmy szczyt. Uff… siedząc w kosówce podziwialiśmy niesamowite widoki. Pasmo Pikuja prezentowało się niesamowicie. W naszych głowach już rysował się plan śmigania po tych bezkresnych trawniczkach.

   Zjazd z Ostrej to niesamowite singielki. Wąskie, kręte, rewelacyjne. Rozkoszujemy się każdym metrem. Dla takich chwil warto taskać rower nawet wlekąc się po krzakach. Nie będę się rozpisywał. Takie chwile należą do tych które nie można przelać na pismo. To trzeba przeżyć. Obejrzyjcie foty. :-)

   Kierunek naszej wędrówki wiedzie do wioski Luta. Gdzie w planach jest zakup złocistego napoju oraz nocleg.

 

 GALERIA 7

 

                                                           ***** FILM *****

 

Rozdział 8 – Luta

  Wpadamy do wioski. Nieopodal dopadamy mały sklep, gdzie zostajemy prawie uroczyście przywitani przez szefową tegoż lokalu.

  Oj śmiechu było co niemiara. Zakupujemy piwko, chlebek i kiełbaskę. Pani sklepowa postanawia wytestować Nomada. Hehe – Cichy z pewnym zaniepokojeniem spogląda za oddalającą się postacią. Postać ta wkrótce pędzi w naszym kierunku z wielkim rykiem oznajmując nam, że nie wie jak się zatrzymać :-). Dopiero pogoń za panią sklepową kończy jej przygodę na ganku sąsiedniego domu. Biedaczka nie miała do czynienia z innymi hamulcami jak poczciwa kontra :-).

  Udajemy się w ustronne miejsce. Rozbijamy obóz. Szybko nam się kończy złocisty napój. Hrywien też już nie mamy. Z specjalną misją Cichy i Pil udają się na wieś w celu zdobycia trunku, płacąc za niego unijnym Euro. Oj nie było ich chyba ponad godzinę. Z Dominikiem z wielkim niepokojem pojechaliśmy szukać misjonarzy. Spotkaliśmy ich nieopodal wracających ze spuszczoną głową. Otóż nie wszystkich na Ukrainie interesuje EURO.

Nie udało się. Cały wieczór spędziliśmy na pogaduchach przy herbatce :-).

 

 GALERIA 8

 

Rozdział 9 – atak na Lutańską Holicę.

   Mimo iż nie wszyscy byliśmy o poranku jednomyślni, rozpoczęliśmy z rana atak na Lutańską Holicę. Postanowiliśmy jej nie odpuszczać. Ruszyliśmy z kopyta. Szybko nabieraliśmy wysokości. Od szczytu dzieliło nas już niewiele – ale jak na złość droga się skończyła. Przed nami ze wszystkich stron ściana krzaków. Wybieramy inną drogę – po chwili to samo.

   Oj działo się działo. Narwiste charakterki co niektórych doprowadziły do ostrej dyskusji. Jeszcze trochę a doszło by do mordobicia. :-)  Na szczęście wybieramy jeszcze jeden kompromis. Kolejny atak – kończymy wkrótce w krzakach :-(

   K..wa tam nie można jakoś normalnie dotrzeć. Od szczytu wg GPS’a dzieli nas jakiś kilometr. Ale krzaki są nieprzeciętne. Poza tym goni nas trochę czas. Z przykrością musimy odpuścić. Lutańska Holica pozostaje niezdobyta. 

 

 GALERIA 9

 

Rozdział 10 – dolina Lucianki – niesamowite manewry

   Plan powrotu do samochodu był prosty. Zasuwamy doliną Lucianki do Dubrinicia i potem raz dwa do granicy. Taki był plan….

   Z początku nic nie zapowiadało kłopotów. Urocza szutrówka wijąca się wzdłuż potoka była bardzo przyjemna i urocza. Robiła się jednak coraz bardziej węższa i zarośnięta. Nagle trach – naszym oczom ukazuje się niesamowity widok. Musieliśmy przedrzeć się przez niesamowicie wyglądający wywrócony most. Ale atrakcja :-). Chwilę potem pomykaliśmy zarośniętą ścieżką.

   Zaraz później następny szok – droga znika – wielkie osuwisko zabiera kawałek drogi. Przedzieramy się przez ogromniaste skały z nadzieją iż za osuwiskiem natrafimy na dalszą ścieżkę. Cichy nie wytrzymuje nerwowo. Zawraca wybierając powrót do Luty i drogę okrezną. Już wkrótce zazdrościliśmy mu tego wyboru.

   To co nas spotkało nie da się opisać. Kilka godzin przedzierania się po wielkich skałach, brodzeniu w zimnej wodzie, przerzucaniu roweru nad śliskimi szczelinami, czającymi swymi skalistymi zębami na choć najmniejszy błąd. Myślałem, że to się nigdy nie skończy. Jeszcze kilka kilometrów takiej męczarni a musielibyśmy się przygotować na nocleg. Masakra. Jednak nie byliśmy pierwsi na tej masakrycznej trasie. Przed nami widzieliśmy świeżo odbite opony. Za każdym zakrętem wyglądaliśmy zwłok zbłąkanego bikera. Nie wyobrażam sobie przejść ten odcinek np. z sakwami.

   Jakże wielka radość zapanowała gdy naszym oczom ukazała się przejezdna droga. Mieliśmy spore opóźnienie. W tempie maratonowym pędziliśmy do granicy. Długo nie zapomnę tej przeprawy.

 

 GALERIA 10

 

Rozdział 11 – powrót

   Przed granicą dokonaliśmy małych zakupów. Przekraczanie granicy odbyło się już bez przygód. Pani celniczka kilkakrotnie dopytywała się czy nie mamy papierosów. Chyba  jest to najczęściej przemycany towar.

   Pakujemy się w combolota. Dominik i Pil zajmują swoje miejsca w biznes klasie :-). Jedziemy, jedziemy i bach – zatrzymuje nas policja.

   Kurcze – jak popatrzy na pakę mamy przepier…. Dominik i Pil wstrzymują oddech. Wychodze do policjanta. Chce być jak najbardziej usłużny gdyż to zazwyczaj działa na żądnych krwi mundurowych. Zaraz potem zatrzymują Węgra i pierwsze co robią to zaglądają do bagażnika. W myślach nie mogę na poczekaniu wydumać jakiejś historyjki, która ratowała by nam skórę. Bardzo nerwowe chwile.

  Pan policjant po sprawdzeniu czegoś w dokumentach podchodzi patrząc podejrzanie na mój wygląd. Błoto kapało ze mnie i wyglądałem naprawdę pociesznie. Oddaje dokumenty i rozkazuje jechać.

  Ale mieliśmy szczęście !!!!

  Opuszczamy Słowację. Jeszcze przerwa na placki ziemniaczane w Gorlicach i docieramy do domów.

 

 GALERIA 11

 

   Rewelacyjny wypad. Trochę nerwowy, ale długo będzie w naszej pamięci. Zaliczyliśmy tereny naprawdę godne polecenia. Zwłaszcza że nie jest to daleko.

 

 **********************************************************************

MAPKA TRASKI

 

FOTY CICHEGO

 

 **********************************************************************

 

 

 

 



Pasieczkin, 11-03-2010, ods�on: 3048
Komentarze
Andrzej Akowacz(13-09-2011, 05:22:44)
Witam. Bywam rowerowo na Ukrainie. W tym roku po raz trzeci: https://sites.google.com/site/andrzejakowacz/rowerowo Wybieram się na kolejny rok i właśnie korci mnie Ostra Góra tylko jak sobie patrzyłem na nią z pasma Pikuja czy z Równej. Zresztą też na dostępnej mi mapie. Nie bardzo widać którędy tam wjechać. Na waszej stronie jest link do trasy, ale niestety nie działa. Można gdzieś/jakoś zdobyć wasz ślad trasy?

Website engine's code is WebMan