

Chłopaki z zachodu zawitali ze swoja imprezą prawie pod gród Kraka, na dodatek w moje rodzinne strony. Nie było wyjścia - nie pojawienie się na takiej imprezie było by niezmywalną plamą na honorze. Czym mogli zaskoczyć, czym zachwycić, czym zadziwić ??

Po małych perypetiach porannych udało mi się stawić z deka niewyspany, na parkingu pod wyciągiem na Chełm. Biuro zawodów tam było gdzie otrzymałem śliczny zegarek oraz mapkę dla sokoła.
Na parkingu rewia mody !!!. Same kosmiczne technologie, kupa lansującego się sprzętu, tony utopionej kasy - wszystkie te cacuszka stworzone w celu bezwzględnego niszczenia ku uciesze i radości podnieconych właścicieli.
Czas w takim towarzystwie mija szybko. Tu się załapiesz na przejażdżką najnowszą technologia, tu pogadasz o zawiasach, tu sprawdzisz czy się ugina i nie pęka - hoho -jest co robić - chyba lepiej niż na targach. Wyciągnąwszy "Pasieczkina" :-), otarłszy go z kurzu, coby błyszczał, kiwającym się lanserskim podjazdem udałem się na odprawę "Pajonka" aby dowiedzieć się brutalnej prawdy :-)
Aby się na wstępie nie zmachać - ORGI zorganizowały luksusowy dojazd na start 1OS'u. Wyciąg stary ale jary. Trochę się nim jedzie - lecz można sobie w tym czasie z sąsiadami krzesełkowymi pogadać do woli :-)
OS1 - kurde sucho. Szlag by zwalił !!!, moje obliczenia, że w nocy będzie padało spaliły na panewce. No cóż - po suchym na wet'ach jedzie się nie tak znowu strasznie. Lubię szybkie, kamieniste traski, za każdym wirażem wypatruję strzałek. Nie jest źle - nie gubię się. OS stosunkowo łatwy - ale potrafiący zmęczyć - zwłaszcza rączki na długich kamienistych prostych. Ostatnie metry - k..wa - podjazd !! - mały ale i trak wystarczający żeby mnie uziemić. Na Bullicie z wsuniętym fotelikiem w zasadzie nie da się nic podjechać. Od razu zadyszka, w pełnym kasku gotowanko ... ufff... meta - ależ bolą rączki.
Krótki odpoczynek na mecie i atak na kolejny OS. Drapiemy się w doborowym wesołym towarzystwie z deka alternatywnym podejściem. Czasami stromo, lecz cóż to dla wytrawnych piechurów. Gatka szmatka i stawiamy się pod kolejką. Małe zamieszanie zapanowało w grupie bo nie widzimy startu. Sprawa jednak się szybko rozwiązała - był nieopodal. 3..2..1...
OS2 - z grubsza mi znany - a i tak zaskoczył (niemile zresztą) - początek miodzio - stara trasa - jeździło się na niej nie raz ... hoho .. kiedy to było. Ścieżka mile wije się w śród drzew - szkoda że jest sucho :-). Kilka hopek, zakrętasy i.... podjazd. Zdechłem. Próbowałem podjechać - nie da radę. Podniosłem sztycę - kurde nie ma siły. Biegnę - duszno. Ściągam kask - umieram :-)
Ostatni kawałek do mety ledwo żywy ciężko nazwać zjazdem - za bardzo jestem zajęty szukaniem powietrza dla moich pojemnych płuc. Gdyby nie ten podjazd - OS byłby na piątkę z plusem :-)
Uch jak przyjemnie jest podjeżdżać pod Ukleinę. Koledzy trochę się naczekali na mnie. Najpierw asfalcik, potem szuterek i ostatni odcinek czerwonym "pod prąd". Przynajmniej mileiśmy okazję popatrzeć jak niektórzy szybko jadą i... nie trzymają się wyznaczonej trasy :-(.
OS3 - czerwony z Ukleiny. Znam go jak własną kieszeń. Zaczyna z deka lać - hehe - wety się cieszą. Z początku bardzo szybko - aż do szutrówki. Trochę z rezerwą zaliczam łachy liści (ciort wie co się pod nimi czai). Dalej już singielek - mimo iż znany zaliczam glebę na błotnym zakręcie. Ostatnie metry - sru.. (wąwozy koło zameczka). Za zameczkiem troszkę mnie wkręca w tylne kolo łaskotając niebezpiecznie :-). Trawersik (fajny nie ??) i meta. Zaczyna lać. Ten OS powinienem pojechać znacznie szybciej. Wyszło jak wyszło - tragedii nie ma :-)
Leje !!! - po drodze kebab. Na Plebańską z deka na skróty (przez cmentarz :-)). Im wyżej leje coraz więcej. Ja, Amun i Dziadziu wyglądamy jak zmięte dwieście. Wszystko mokre. Ale jakoś nie marznę. Na szczycie błyszczy się Śledziu. Oj będzie ciekawie.
OS4 - wypasik. Na nim bawiłem się najlepiej. hamując z góry czułem jak przyspieszam. Tu nie pomagały nawet wet'y. Dwie małe gleby na wirażach. Po oczkach chlapie (zrywki zawiodły). Tak powinno być na każdym OS'ie. Lubię takie warunki. Błotko w oczkach, błotko w uszach, błotko nawet w majtkach. Może technicznie nie do końca sobie radzę, ale walka z terenem i sprzętem na takiej mazi jest tym co mnie kręci. Super !!! - docieram do mety, chwilę za mną Amun i Dziadziu . Ale jesteśmy uje...ani. Robimy sobie pamiątkowe foto totalnie zalanym telefonem (nadal działa). Błoto to jednak nie należy do najtrwalszych więc szalejący deszcz szybko z nas je spłukuje.
KONIEC - wielkie podziękowania dla ORGÓW, że im się chce. Warto było się pojawić. Więcej takich imprez (tylko proszę nie szalejcie z podjazdami na zjazdach hehe). Doborowe towarzystwo myślę ze dopisało. Wszystkim wielkie dzięki i do zobaczenia na szlaku :-)

Byłem 26 - z wyniku jestem zadowolony. Patrząc na wyniki -ciasno. Wystarczyło depnąć parę sekund a w kwalifikacji leciało by się kilka miejsc w górę.
Pasieczkin, 23-04-2012, ods�on: 1734 |