

Pod ciężkim krzyżowym ostrzałem parkowców z Tanapu, uciekając przed misiem penetratorem, który od dwóch sezonów nie miał pani misiowej.......

A naprawdę to było tak....
W sobotę wieczorem zrodził się spontan na jakiś wypadzik eksportowy. Na szybkiego w mojej głowie odgrzałem kotleta z tą traską a Pasiek przystał na tą ofertę nie do odrzucenia. W niedzielę o godzinie dziesiątej nasze nogi stanęły w Tatrzańskiej Jaworzynie. Mgła i temperatura oscylująca w granicach zera nie napawała nas optymistycznie, ale podjęliśmy rzuconą rękawicę . Z naszego miejca postoju obraliśmy kierunek niebieskim szlakiem na Kopskie Siodło. Elegancką szutrowa autostradą rozpoczynamy podjazd, by po niezbyt stromej, ale niezwykle urokliwej drodze nabierać wysokości.

Szlak początkowo wiedzie wzdłuż Javorowego Potoku wcinając się malownicze w wąwóz o stromych skalnych ścianach. Po pokonaniu około 6 kilometrów i 300 metrów przewyższenia docieramy do małej stacji przystankowej z dwoma misiami i drewnianą wiatą. Od tego momentu szlak się zwęża do klasycznego singielka. Początkowo wiedzie przez to co zostało z lasu by za chwilę wyjechać na rozległe hale. W piętrze kosówki szlak zaczyna trawersować zbocza dostarczając takim widokowym łasuchom jak nam wzrokowego orgazmu . Po prawej stronie wnoszą się majestatyczne ściany spowitego przez chmury Lodowego Szczytu a po lewej wierzchołki Murania i Havrania.

Po kolejnych około trzech kilometrach i 450 metrach przewyższenia dostajemy się do zwornika trzech grzbietów górskich a zarazem węzła szlaków zwanego od znajdujących się tam kopalń rud miedzi Kopskim Siodłem. Dalej obieramy kierunek szlakiem czerwonym w kierunku Zielonego Plesa. Po króciutkim 5 minutowym podejściu jesteśmy w kolejnym węźle a stamtąd cudownym technicznym zjazdem z wysokimi progami wijącym się w tunelach kosówki wpadamy do kolejnego punktu przy Białym Stawie.

Dalej równie technicznym zjazdem po wielkich głazach i bardzo wysokich progach docieramy do przepłaszczenia szlaku biegnącego równolegle do Skalnatej Doliny. Ta część szlaku praktycznie nie przejezdna wiec targamy rowery przez te dość obfitych rozmiarów kamyczki. Przed samym schroniskiem jest juz w dół wiec jazda po tych telewizorkach staje sie możliwa. Pokonanie tego odcinka od przełęczy na Kopskim Siodle to kolejne 3,5 kilometra i około 200 metrów deniwelacji w dół .Wpadamy na placyk przed wejściem do schroniska. Zasiadamy na ławeczkach posilając sie złocistym płynem i ciesząc jak małe dzieci perspektywą ostrego naparzania w dół po doskonale nam juz znanej trasie.
Jest to jeden z klasyków w Tatrach i w dodatku legalny, jeżeli chodzi o poruszaniu się nań rowerem. Zjazd z zielonego Plesa w naszym wykonaniu trwał kilka minut, przy okazji totalnie testując stan naszej rowerowej amortyzacji. Kolega Pasiek nawet stwierdził ze jego damper zrobił się bardzo gorący.
Po dojechaniu do asfaltowej magistrali rozpoczął się nasz 25 kilometrowy koszmar. Jakoś trzeba wrócić do samochodu. Początkowo w dół jechało się przyjemnie, jednak asfalt, jako ta wredna materia zaczął się piąć w górę. Końca tej mordęgi nie było. Skonani po przejechaniu na ciężkich rowerach tego "dojazdowego " odcinka ładujemy się z lubością na pokład tojotolota. I w ten oto sposób zamknęliśmy kolejny rozdział poznawania pięknych gór naszych południowych sąsiadów. Cała trasa to około 48 kilometrów.
Foty z tego niesamowitego wypadu w fotogalerii:
FOTOGALERIA - link
  
Panoramka - link
  
Pasieczkin, 17-10-2010, ods�on: 1535 |