

Nie raz jadąc przez Słowację w okolicach Martina widziałem tajemnicze pasmo górskie z wybijającym się szczytem Wielkiego Rozsuteca.

Zawsze sobie powtarzałem, trzeba tutaj zaglądnąć z moim wiernym kawałkiem aluminium ,ale przeciwności losu oraz inne plany spowijały te góry w dalszym ciągu aurą tajemniczości. Jednak moja zawziętość oraz nie poskromiona dusza eksploratora wzięły górą. O godzinie drugiej w sobotnią noc cicho na palcach poprzez wioskę Terchova , w której kiedyś na świat przyszedł największy zbój słowacki Juraj Janosik , prześliznąłem w kierunku Vratnej Chaty.
Pełnia księżyca była moim sprzymierzeńcem , prawie nie używając czołówki elegancko wbiłem się na zielony szlak prowadzący pod wyciągiem. Droga szeroka szutrowo kamienista prowadzona zakosami po masakrycznie stromym stoku. Dodatkowo odgłosy nocnej natury dopingowały mnie do sprawnego nabierania wysokości.
Za plecami czułem oddech wilków a ich wycie i charczenie wyzwalało dodatkową porcje adrenaliny. W pewnym momencie szlak odbija na łąkę prowadzącą już bezpośrednio pod pylonami wyciągu. Dalej potwornie stromo i nie widać końca góry. W pewnym momencie jakby organizm przestał reagować na wycie wilków to matka natura zatroszczyła się o kolejnego dopalacza - ze zboczy Chleba doszedł donośny ryk misia penetratora ,dostałem kolejną sporą dawkę hormonów i zanim się obejrzałem byłem już przy górnej stacji kolejki gondolowej.
Wystrachany postanowiłem poczekać do wschodu słońca i wtedy w blaskach purpury obrałem kolejny plan . Ze Snilovskiego Siodła ruszyłem na Wielkiego Kryvania , który kształtem przypomina wielkiego cycka . Górka typu połoninnego z delikatnie kamienistą i luźną nawierzchnią pod samym szczytem. Potem błyskawiczny zjazd z powrotem na Siodło i obieram kierunek na przemawiającą na pusty żołądek nazwą górę- Chleb. Poruszam się po głównej Fatrzańskiej magistrali czerwonym szlakiem . Z pieczystego rozpościera się piękny widok na dalszy etap mojego podboju .

Krótki zjazd i znowu duże przewyższenie na szczyt Hromove . Kolejny zjazd i bardzo fajne techniczne ścianki i znowu jakiś mały cycek bez nazwy do wdrapania się . Za tym z widoku niewinnym wzniesieniem kryło się strome stu metrowe kamieniste zbocze . Staję i patrzę jak grupa Czechów z trudem z chodzi asekurując damską część ekipy. Przełykam ślinę , puszczam heble i z przeświadczeniem że lepiej próbować to zjechać niż się wyjebać niosąc rower na plecach osiągam bezkolizyjnie Siodło w Stenach słysząc za plecami aplauz Czechów.
Kolejne podejście na Południowy Gruń , szybkie zerkniecie na mapę i postanawiam zdobyć kolejnego wielkiego cycka zwanego Stohem. Błyskawiczny zjazd , po drodze parę sekcji ze skałkami i staje pod bardzo dziwnym zboczem porośniętym przez jarzębinę i jakieś inne liściaste krzaczyska. Ta góra to jedno wielkie nieporozumienie , to coś składa się z samego błota , masy korzeni i paru skupisk skałek. Jazda w dół do Siodła Medzicholie cały czas na dupie , nie ma szans na złapanie przyczepności . Po osiągnięciu siodła sielanka się skończyła . Pod zboczem Rozsuteca majówka , nawalone turystów wszelakiej maści a mój limit czasu na rozpoznanie tych gór pomału dobiegał końca. Postanawiam zielonym szlakiem udać się w kierunku Stefanowej. Trasa bardzo przyjemna i szybka , po małych kamyczkach i szeroko przez las. Co chwila uważając na całe rodziny z małymi dziećmi , psami i kotami , mijając może dwie fajne sekcje jedną kamienną, drugą korzenną dosięgam asfaltu .
I tak zakończyła się moja błyskawiczna przygoda z tymi arcyciekawymi górami. Po tym co widziałem ułożyłem już kolejne plany eksploracji Małej Fatry , wypiętrzeń pięknych ze szlakami które oparły się brutalnej interwencji ludzkich rąk . Ot taki mały zakazany rowerowy raj dla takich pluszaków jak ja.
Moralnie niepoprawny Cichy.
Parę zdjęć więcej w galeryjce - LINK
**************************
Pasieczkin, 20-09-2011, ods�on: 1334 |