

Jest późna jesień czterdziestego drugiego, wokoło wybuchają bomby .......przepraszam to nie ta powieść . Naprawdę to było tak...

.... w piątek o północy nieświadomi niczego rozbijamy namiot na skraju poligonu wojskowego nie opodal słowackiej wioski znajdującej się gdzieś na końcu świata prawie tam gdzie spada się w otchłań kosmosu.
Zjadamy pośpiesznie opancerzony przysmak turysty i zaszywamy się w cieplutkich śpiworkach. Z za moskitiery obserwuję jak czarna dziura powoli nas zasysa w akompaniamencie agregatu prądotwórczego mruczącego gdzieś w oddali. Powieki powoli opadają a kiedy ponownie je rozwieram widzę blask wschodzącego słonka . Zwijamy nasze M 3 , samochodzikiem grzecznie zjeżdżamy w inne bardziej dozwolone miejsce po czym ruszamy w teren.
Tym razem przewrotnie postanowiłem zabrać ze sobą kobietę aby na własnej skórze doświadczyła ,że ja nie jeżdżę w góry dla przyjemności tylko aby ostro tyrać. Dobrze ,że nie spytała dla jakiej idei to czynię bo pewnie bym się zapowietrzył szukając logicznego wytłumaczenia. Ja na rowerze druga połowa z buta . Mijamy kamieniołom trzymając się zielonego szlaku. Szlak prowadzi ziemną drogą leśną w miarę płasko.
Po dziesięciu minutach skręcamy w wąską ścieżkę aby znowu dojść do szerszej drogi . Od tego momentu szlak zyskuje na nachyleniu . Przypomina nasze beskidzkie łatwe trasy. Na nawierzchni w miarę marszu zaczynają pojawiać się rodzynki w postaci kamyków i miejscami luźnego żwirku. Zaczynam być z deka podłamany. Powoli mozolnie nabieramy wysokości a ja zyskuje na nadziei -pojawiają się telewizorki i progi z korzeni. Trasa wije się pomiędzy drzewami , choć są długie proste gdzie można dać do pieca. W pewnym momencie szlak zamienia się w wąskiego singla a na drodze pojawia imponująca ściana. Serce zabiło mocno .

Wysoka bardzo stroma ściana z najazdem po ziemnej płaskiej nawierzchni po czym następuje sekcja skalna i spora dawka bardzo stromych korzeni. Jest gdzie się posrać . Dalej singielek lawiruje pomiędzy drzewami , miejscami nachylenie dość znacznie wzrasta. Na nawierzchni królują kamienie i korzenie . Pod świńską skałą szlak robi się stromy a nawierzchnia niestabilna - dużo luźnych kamieni. Pojawiają się ścianki z jedną bardzo fajną koło drzewa gdzie jedzie się na skraju przepaści. Okrążamy skałę i nie mogę się oprzeć wrażeniu jakby ją ktoś wymurował z milionów cegiełek. Na szczyt prowadzi stalowa wielka drabina. „Podłoga" tej skały jest płaska i bardzo rozłożysta .
Zapewnia fenomenalne widoki na bieszczadzkie połoniny zarówno nasze jak i ukraińskie. W oddali majaczyły Alpy Rodniańskie i trochu się rozczuliłem przywołując wspomnieniami nasze poprzednie wyprawy. Wszystko co piękne kiedyś ma koniec i znowu zabieramy się do pracy.

Na celowniku ponoć (tak twierdzą Słowacy) najpiękniejsze jezioro w europie środkowej . Szybko schodzimy nad brzeg tego wulkanicznego tworu , mała sjesta i z powrotem wracamy po śladach do samochodu.

Miałem na weekend ambitne plany przerzucenia się na naszą stronę i zdobycia dwóch szczytów ale z powodu zaniedbania obsługi eksploatacyjnej mojej kobiety - nie psikałem jej WD 40 :-) uległa zatarciu. Ale co się odwlecze to nie uciecze.
Cichy
Kilka więcej fotek na Picassie ---- LINK
****
Pasieczkin, 04-10-2011, ods�on: 1583 |