Poszukiwanie św. Mikołaja było dzisiaj głównym celem piątki riderów buszujących w uroczy grudniowy dzień na bezdrożach beskidu wyspowego.

  Spontan był to przeokropny. Dopiero długie negocjacje rodzinne (nie tylko zresztą moje) pozwoliły nam się zebrać na grudniowy wypadzik w często ostatnio odwiedzane regiony. Jeszcze w sobotę wieczorem nie miałem pojęcia czy pośmigam coś czy też nie. Udało się. Pogoda super. Zimno ,ale przyjemnie. No i błota w lesie jak na lekarstwo. Rewelacja. Taką zimę to ja sobie życzę do połowy stycznia.

  Poszukiwania Mikołaja rozpoczęliśmy od wydrapania się na Mogielicę. Wybraliśmy wariant tzw. „od dupy strony”.

   Widoczki na szczycie wyśmienite.  Taterki kusiły swoją urodą, okoliczne górki zapraszały na odwiedziny. Gdyby nie było tak zimno mnóstwo czasu poświęcilibyśmy nad medytacją widokową. Prawdziwy prezent od Mikołaja :-)

   Nie ociągaliśmy się zbyt długo. Czas naglił. Poniektórzy z nas mieli sztywno przydzielone przez agresywne żony limity czasowe. Nerwowa sprawa. Byli też tacy co robili wszystko, aby limity zostały przekroczone i życie nasze zagrożone:-)

   Z Mogielicy do mobili naszych mknęliśmy żółtym szlakiem zaliczając Jasień. Jedna z nielicznych górek których brakuje mi do kolekcji. Kolejny prezent:-) Spodziewałem się mega blotka – i tu się pomyliłem – jest jak na grudzień rewelacyjnie.

Mikołaj został przez nas wyczajony i przyłapany na gorącym uczynku. Pełen wyprawowy sukces. Jednak ze względu na wyraźną prośbę Mikołaja zdjęć jego nie mogę opublikować. No cóż - jak ktoś ciekaw musi sobie go sam wytropić.

Więcej z wyprawy jak zwykle na niezliczonych fotach:

    FOTY Z WYPADU 

a traska z grubsza przebiegała tak :

 PZDR  --> Pasieczkin