
Cisza, spokój i rower – czasem taki przerywnik w zagonionym dniu jest balsamem dla duszy.
Wszędzie leje – cholera. Miał być po raz kolejny Ćwilin – ulewa. Podjechałem pod Luboń - to samo. Ze spuszczoną głową wracałem do krakowskich korków. Mijam Pcim – słonko przebija się przez chmurki – nie… tego nie mogę darować. Pisk opon i już za kilka chwil na komfortowym parkingu pod Kościołem w Tokarni wciskam się w ciuszki, dobijam powietrze i wspinam na Santusi do powitej mgłami Zawadki.

W Zawadce dopadam czarnego szlaku i jakże uwielbianych podjazdów po płytach betonowych.

Jeszcze trochę szuterku


I już widać światełko w tunelu :-)

Jestem na górze. Cisza i spokój niesamowity. Takiego relaksu było mi trzeba. Spod kół ucieka dzika zwierzyna.

Chociaż czasem z trwogą rozglądam się za jakąś czającą się bestią :-)

Żółty szlak – ależ tajemnicze pejzaże. Hmm... - wziąć krzesełko i delektować się spokojem.

Pora wracać 

Ulicą Heleny :-)

Ależ zbryzgał mnie szalony zjazd magistralą wiodącą do Tokarni.

Traska szybka, łatwa i ciekawa – polecam dla mnie mających czasu :-)

I link do tracka: http://www.gpsies.com/map.do?fileId=ixxgaedlyolnjdfx
PZDR_Pasieczkin
Pasieczkin, 12-03-2010, ods�on: 1189 |