:-)

Pochwal się swoją przygodą. Napisz relację i podeślij na pasieczkin@santaclub.pl

--> Plany, projekty, przygotowania
--> Beskidy
--> Inne PL
--> Romania
--> SK
--> Ukraina
--> Europa
--> Sport
--> Grawitacyjne miejscówki
--> Z buta
Łysogóry zimą

Nikt i nic nie mogło odwlec mnie od zaplanowanego na sobotę wypadu w Góry Świętokrzyskie ......

 



    ... żaden śnieg, mróz czy wiatr. Potrzeba zasmakowania surowej natury była wielka – to gorsze niż uzależnienie do napojów wyskokowych. Próby zwołania kogokolwiek z bikeholików okazały się bezowocne. Żadna siła nie jest w stanie wyrwać poniektórych od cieplutkiego grzejniczka i klawiatury komputera. Na szczęście na moje nawoływania odpowiedział pewien skandalista :-) Cichym zwanym. Jedyny człowiek, który nie boi się że dupsko zmarznie, kilka siniaków przybędzie czy paluszki zdrętwieją.

    Ale dość narzekania  - trzeba iść do przodu – będzie cieplutko i milutko  - temperatura odpowiednia dla delikatnej młodzieży – to i frekwencja się poprawi. (oj żeby tylko nie było za dużego błotka bo nuż rowerek się pobrudzi).

   Wyjechaliśmy skoro świt czyli o 6:00 rano. Nie spodziewaliśmy się rewelacyjnych warunków. Całą noc padał śnieg i tylko wieczorny wywiad z qumplem bywającym w Starachowicach spowodował uśmiech na naszych gębach – albowiem śnieg w tamtych okolicach jest - ale jest go mało.

   Na miejscu dygało nami niesamowicie -4 stopnie i wietrznie – nie mieliśmy złudzeń  - będzie walka z żywiołem. Dodatkowo ok. 5 cm warstwa śniegu nie ułatwiała jazdy. Zweryfikowaliśmy plany podczas drogi. Naszym celem jest zaliczenie Pasma Łysogóry. Więcej nie ma szans. Mój pierwotny plan był zbyt ambitny. Dobry, ale na długie letnie dni. Nie to, że się nie da – ale prędkość jaką można uzyskać walcząc z śniegiem, chłodem i wiatrem nie pozwalała na zrobienie w ciągu tak krótkiego dnia więcej niż 50km.

   Zaparkowaliśmy na parkingu w Hucie Szklanej i ostro szeroką bardzo śliską drogą poprzez  Łysą Górę (po drodze szalony zjazd po metalowych schodach na platformę widokową z której popodziwiać można fragmencik gołoborza) dotarliśmy do Klasztoru na Świętym Krzyżu. Już nie było nam zimno  - wręcz przeciwnie. Ja byłem cały mokry. Pewien lęku byłem i obaw przed widmem mojego stanu po jakimś konkretnym zjeździe w tej temperaturze. Oj dawało się niebieskim szlakiem (drogą krzyżową ) w dół w stronę nowej Słupi. Ogromna koncentracja coby na byle bardzo śliskim korzeniu nie wywinąć orła – lecz to było nic w porównaniu z tym co nas czekało póżniej :-).

Testy lepsze niż w BikeBoardzie

    Z Nowej Słupi zielonym szlakiem bardzo przyjemnym lasem i w super zimowej aranżacji zaliczyliśmy Kobylą Górę i zmieniwszy szlak na czerwony powrotem zdbywaliśmy mozolnym kręceniem zaśnieżoną drogą Łysą Górę.

    Po drodze mieliśmy małą przygodę – otóż w chwili dzwonienia przez telefon nasze rowery legły sobie prawie na środku drogi. Nagle znienacka nadjechał szalony tubylec i widząc leżące rowery wykonał efektowny nawrót lądując w rowie. Po wysłuchaniu kilkunastu niecenzuralnych słów w naszym kierunku równie efektownie wyjechał z tegoż rowu i oddalił się w nieznanym kierunku. Co za gość !!!

Cichy za chwile zdewastuje drzewko

    Dotarliśmy na szczyt mokrzy jak kurczęta po ulewie. Ostry zjazd ...  brrr .... ciężko było nam zejść z rowerów. Mróz usztywnił odpowiednio na nas ubranka co spowodowało znacznie trudniejsze zginanie zmarzniętych kończyn. Niepokój zapanował naszych czaszkach i lęk o dalsze losy wyprawy. Nawet rozmowa nam się nie kleiła z powodu zesztywniałych szczęk. Ale nie poddaliśmy się przed naszym głównym celem jakim jest tajemnicza Łysica.

    Atak na nią rozpoczęliśmy z położonej nieopodal miejscowości Kokain i od razu coby nabrać temperaturki rozpoczęliśmy wspinaczkę czerwonym szlakiem. Oj nie jechało się łatwo  - pod warstwą śniegu ziemia nie była zmarznięta – na dodatek pokryta warstwą liści. Darliśmy pod górę mimo problemów z przyczepnością. Nie narzekaliśmy – póki pod górę to ciepło. Oj jak fajnie. Dodatkowo w lesie nie dokuczał ten mroźny wiatr. Dotarliśmy do kapliczki św. Mikołaja. Jednak go w niej nie było  - co nas nie zdziwiło w końcu musi rozdawać prezenty – ale dlaczego zostawił buty.

Mikolaj bez butow chodzi

   Deptamy dalej  - Agata zdobyta – szlak usiany bardzo ostrymi kamieniami. Ino czekać na jakiś defekt. Cichy zauważa, że nie ma tylnego hamulca – no cóż zawsze powtarzał że hamulców się nie używa :-).

Lysica zdobyta

   Łysica zdobyta – nawet jesteśmy zaskoczeni – miało być trudno a tu praktycznie mimo śniegu (oczywiście z problemami) całość jest do podjechania. Widzimy przed sobą wyzwanie. Zjazd usianą kamieniami jak telewizory gołoborzą. Mam lęki – upadek na te kamyki musi być bolesny. Zjeżdżamy  - Cichy bez hamulca a ja ze strachem jak stodoła.

kamyki jak telewizorki

    Walka na maksa. Amortyzacja ma co robić –  ludziska patrzą na nas jak na samobójców. Górna część telewizorów zaliczona – zaczynają się schody. Cichy pomknął do przodu a ja jak palant jaki zaatakowałem schodki bez opuszczenia sztycy. Skutek był opłakany – pierwsza partia kamiennych schodów zaliczona – następna niestety nie. Z wielkim impetem rower chowa się podemną wyrzucając mnie w powietrze ponad kierownicą. Moje ciężkie ciałko z gruchotem ląduje na ostrych kamieniach, a na mnie nielekki przecież  rowerek. Czuję jak walę łbem po kamieniach – kask święta żecz. Leżę na ziemi i wyję – okropnie się poturbowałem. Oj jak bolały poobijane golenie i kolana, nie mogę podnieść roweru – ręka boli niesamowicie. Nawet pisanie tej relacji powoduje grymas bólu na mej paszczy. Leżę samotny jak pies i wyję do księżyca. Chwilę to trwało – pozbierałem się  - cichy telefonicznie poszukuje mnie oczekując na samym dole. Też miał bliskie spotkanie trzeciego stopnia na drewnianym mostku.

    Docieramy do asfaltu i powrót do samochodu. Oj nie jest to sobie taki luzacki powrocik. Niesamowicie mocny wiatr powstrzymuje nas przed jazdą. Walczymy o każdy metr, centymetr, milimetr. Ciężko ustać a co dopiero jechać. Ogromny ziąb, sypiący śnieg, zmęczenie i ten parszywy wiatr wywołuje u mnie kryzys. Nie mogę znaleźć miejsca na rowerze – jeszcze nie opanowałem go jak należy. Po długiej naprawdę długiej gehennie docieramy do autka. Chcę całować felgi, ale nie wypada. Szczęście i radość ogarnia zmarzniętych bikerów. Kolejna udana wyprawa zaliczona – są wspomnienia, jest przygoda, jest frajda.

 Więcej fotek w galerii: http://picasaweb.google.pl/sisior15/SwiTokrzyskaTajga2007

   Relację dedykuję tym którzy zmarnowali sobotę zastanawiając się co z sobą zrobić. Mający groźne żony i jedyni żywiciele rodzin są usprawiedliwieni.

 

   P.S. – oj jak dobrze smakuje bronek po takim dniu.

Nasza traska

 

 

 Profil traski

 



Pasieczkin, 12-03-2010, ods�on: 2911
Komentarze
Wuj(21-08-2011, 11:37:26)
"z położonej nieopodal miejscowości Kokain"
Dobre ;)

http://i1.kwejk.pl/site_media/obrazki/78051-cocaine-so-much-cocaine.jpg
Karik(30-01-2012, 22:32:44)
I'm so glad that the internet alolws free info like this!
mcydupq(31-01-2012, 11:56:37)
oQSMgT bahghzklxaob
uknciga(02-02-2012, 18:00:00)
6W10l9 gzceyihrqulj
qdpyukso(04-02-2012, 13:31:17)
fPmOcC , [url=http://omehrvcwtmgl.com/]omehrvcwtmgl[/url], [link=http://xjeqatgheepw.com/]xjeqatgheepw[/link], http://yevdgvytzesp.com/

Website engine's code is WebMan