
Ostatnie pasmo gór zaliczane do Sudetów to Góry Opawskie. Mimo nieznacznych wysokości (max. Biskupia Kopa 891 m npm) dzięki temu że otoczenie jest na niecałych 300 m npm prezentują się bardzo okazale.
Wycieczkę po tych uroczych górach rozpocząłem w bardzo piękny niedzielny dzień ostatniego długiego wenendu. Widoczki jakie mnie czekały czuło się w powietrzu. Niesamowicie błękitne niebo i delikatny wiaterek przeganiający wszystkie widokozakłucacze szykowały masę wrażeń dla wszystkich którzy tego dnia postanowili ruszyć dupska z przed TV.
Jako stanowisko startowe obrałem miejscowość Trzebina. Mknąc jak strzała eleganckimi alejkami pomiędzy polami dopadłem na rozgrzewkę pierwsze bardzo niepozorne wzniesienia.


Na horyzoncie cały czas mam podgląd na cel wyprawy. Biskupia Kopa.

Kobylica o znacznej wysokości 399 metrów zdobyta. Co za sukces :-). Wcześniej drapałem się na Świętą Górę 354 m a zaraz potem Długota z którą już nie było żartów bo to aż 457 metry J




Po zaliczeniu Lasku Wolskiego zapoznałem się z drogowskazem, który u piechura idącego do Świeradowa spowodowało by ugięcie kolan :-)

A tak w ogóle to trzeba będzie kiedy śmignąć tym szlakiem. Jest to tzw. Główny Szlak Sudecki i rozpoczyna się w Prudniku wiedzie poprzez całe Sudety a kończy w Świeradowie. Ok. 350 km :-).
Pierwsza cywilizacja na trasie - Moszczanka. Masa smażalni ryb – jest gdzie spocząć.

Noo… nareszcie prawdziwe góry. Podjazd pod Zamkową Górę rewelacyjny. Ostro z superową przyczepnością. Ograniczeniem była tylko i wyłącznie moja zadyszka :-)

Zjazd do Przełęczy Srebna – rewelacyjny – troszkę krótki ale miód :-)

Z przełęczy odbijam na żółty szlak, który w bardzo przyjemny sposób trawersuje Srebną Kopę i atak na cel wyprawy rozpoczynam granicą państwa z przełęczy Pod Kopą.

Z czeskiego Biskupska Kupa - 890 mnpm

Pan sprzedający bilety twierdził, że taka widoczność jak dziś zdarza się niezmiernie rzadko.

Widoczkowy opad szczeny. W zasadzie widoczność ograniczona jest krzywizną ziemi. Muszę chyba zainwestować w lustrzankę na takie chwile. Widać nawet góry oddalone o ponad 200 km. Chciało by się tak patrzeć i patrzeć.




No i zjazd - prawdziwa niespodzianka. Nie spodziewałem się takich atrakcji. Ponad pięć kilometrów niesamowitej jazdy w dół. Najpierw szerokimi kamienistymi duktami, potem zawiły szybki singielek w lesie oraz fragmenty które dzięki korzeniom dostarczały rewelacyjnych doznań. Zapamiętam ten zjazd jako jeden z lepszych jakie udało mi się do tej pory zaliczyć.


Ślady na amorku świadczą iż jego potencjał został wykorzystany w 100 procentach.

Telefon już był czerwony od poszukiwawczych nawoływań mojej żonki. Pora wracać coby za bardzo nie podpaść. Uroczą doliną Złotego Potoku obierając azymut na Trzebinę expressowo zakończyłem wyprawę. Góry Opawskie mogę naprawdę polecić na jednodniowy wypadzik w teren.



Pasieczkin, 12-03-2010, ods�on: 7196 |