
M.Favalto - będąc we tych okolicach koniecznie trzeba się na nią wdrapać. Największa góra w „Alpe di Poti" - mająca 1082 m.npm jest warta odwiedzenia. Widoki z niej rewelacyjne a i szlak prowadzący na nią dostarcza niesamowitych wrażeń.

Jadąc z naszej kwatery w C.Valcella skorzystałem z uprzejmości głównego szlaku w tej okolicy o oznaczeniu 50.
Z początku stromo w dół szutrówką marnej jakości. Co dzięki uzyskiwanym prędkością dostarcza wielu wrażeń.

Na prawo i lewo rewelacyjne widoczki. Zwłaszcza na znajdujące się w dole Castiglion Fiorentino. Kliknij panoramkę : :-)

W blasku porannego słońca wszech obecne pajęczyny wyglądają przeuroczo.

Miejscami nasza wyboista szutrówka zmienia się w niezły wyrypik. Zjazd tymi odcinkami gwarantuje przebudzenie ze snu.


Traska z początku jest mocno interwałowa. Ostre podjazdy i stroma zjazdy. Jednak cały czas trzymamy wysokość, co oszczędza mega podjazdów, które naprawdę potrafią dołować. Oczywiście cały czas widoczki... widoczki... widoczki.
Gdzieś na ok. 5 km ostry podjazd pod wzniesienie, na którym znajdują się ruiny zamku Castello della Montania.

Tajemnicza budowla, której resztki przyozdabiają to wzniesienie. Dobre miejsce na piknik.


Piknik przy takich widoczkach bardzo przyspiesza trawienie

Zjazd z góry zamkowej to kawał niezłego wyrypu.
Traska się trochę uspakaja. Pędzimy przed siebie mijając ruiny domostw. Jak po jakiejś wojnie. Chyba po prostu życie w tych górach nie należy do najłatwiejszych i ludziska pouciekali za chlebem do miast.

Czas pożegnać szlak numer 50 i powitać numerek 558.

Oj teraz zaczyna się prawdziwe enduro. Duża część tego szlaku to ostry wyrypik.


Nawet okolica zmienia swój charakter. Lasu tak jakby mniej. Odnosi się wrażenie jagby się było na znacznie większej wysokości.

Góra M.Tamariglio (885 m.npm) wydaje się przynajmniej 1000 metrów wyższa. Szlak jakim tam jechałem jest rewelacyjny. Niestety Toskańskie słonko mocno operuje na tych odsłoniętych terenach.
M.Dogana (906 m.npm) do doskonałe miejsce na piknik z dziećmi (łatwy dojazd samochodem). Przygotowane ławeczki, miejsce na grila i zapach żywicy powoduje, że można się tu poczuć jak w sanatorium.

Ni ma czasu na piknikowanie. Trza naparzać dalej. Przy drodze pojawiają się jakieś dziwne (może etruskie :-)) słupeczki.

W zacienionych miejscach po ostatnich opadach szlak przypominał nasze błotne beskidzkie ścieżki. Na szczęście takich odcinków było niewiele.

Atak na M.Favalto to walka z naprawdę niezłym wyrypem.

Ale widoczki wynagradzają ten trud - klinknij panoramkę :-)

Im wyżej tym lepiej. Na gębie uśmiech od ucha do ucha gdy do mózgownicy dociera fakt iż tędy za chwilę będę śmigał w dół :-)


Jest szczyt. Na nim wielki krzyż. Jest pięknie.


I te widoczki. Dobrze jest zjeść tu śniadanie.

Czas wracać. Dalej już szlak nie sięga :-)

Droga powrotna mimo palącego słońca dostarcza lepszych wrażeń. Po pierwsze jest więcej w dół : -) - niektóre odcinki naprawdę powodują wzrosty ciśnienia. Dzięki temu iż pokonało się je w górę są już znane więc można i więcej wycisnąć.
A... uważać trzeba na uciekające i leżące w cieniu dziki. Przez całe życie nie widziałem tyle dzików niż w tych górach.
Urzekające są też roślinki. Niestety niektóre strasznie kłują :-)


Kosodrzewinę z powodzeniem zastępują karłowate dęby

Koniec wycieczki. Jak dobrze po takim wyrypiku wylądować prosto w eleganckim basenie.

Track:
http://www.gpsies.com/map.do?fileId=whvufpquevwcmrld
Oraz jako taka mapka:

Za niedługo następna traska :-)
Pasieczkin, 05-08-2011, ods�on: 1961 |