Zwiedzanie miasta za pomocą roweru nie jest jakimś rewolucyjnym odkryciem. Jednak zdecydowanie warto. Budapeszt i jego najbliższe otoczenie po prostu bez rowerka w niecałe dwa dni zwiedzić się nie da.

Pogoda nas tego roku nierozpieszcza. Leje, leje i leje. Pełno nieszczęść z tego powodu. Powodze, obsunięcia ziemi i inne katastrofy są na porządku dziennym. Do Budapesztu dotarliśmy z niemałymi przeszkodami. Mieliśmy mieszane uczucia brnąc na południe. Wielką niewiadomą było czy aby powrót będzie możliwy.

Jakoś doczłapaliśmy się do stolicy Węgier. Nie zwlekając zbyt wiele, czym prędzej wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. A warto. Budapeszt jest jednym z ładniejszych miast jakie znam - a niewiele miast mi się podoba. Jest się gdzie wyszumieć na rowerze. Nie będę się rozpisywał co można zobaczyć (od tego są przewodniki) - ale wyspa Św. Małgorzaty, wzgórze zamkowe, liczne mosty i wiele innych atrakcji zapewniają nielada frajdę zwłaszcza, że na rowerze można się tam wyszumieć bez ograniczeń.

Niemałe wrażenie robił Dunaj. Właśnie przez miasto przechodziła fala kulminacyjna. Rzeka była ogromna.. Miasto jest świetnie przygotowane na takie niespodzianki. Nie widać nawet cienia zdenerwowania i pańki. Wielki luz :-).

Ścieżki rowerowe w mieście to tak średnio na jeża - są, ale nie tam gdzie chciałem jeździć. Jednak po centrum jeździ się mimo dużego ruchu całkiem sympatycznie.

A... bym zapomniał - koniecznie gdy już mamy rower ze sobą, warto wybrać się na wzniesienie za miasto „Janos - hegy". Mimo, iż jego wysokość nie poraża (527 m npm) - jak na okolice Budapesztu jest to potężne wzniesienie. Na jej szczycie znajduje się wieża widokowa (darmowa) z której panorama na miasto powoduje opad szczeny. Rewelacja !!

Zapraszam do obejrzenia galerii z wypadu.

LINK --> GALERIA