
Ben Nevis (gael. Beinn Nibheis, wym. [peˈɲivəʃ]) - najwyższy szczyt Szkocji oraz całych Wysp Brytyjskich, położony na zachodnich krańcach gór Grampian w zachodniej Szkocji nad zatoką Firth of Lorne. Wznosi się na wysokość 1344 m n.p.m. i góruje nad doliną Glen Nevis. Tyle teorii :-)

Wybierając się na Szkockie ścieżki był to obowiązkowy punkt programu. Obowiązkowy lecz bardzo uzależniony od pogody. Spodziewaliśmy się ciągłych deszczy, porywistych wiatrów ... brr... Prawdę mówiąc nie za bardzo wyobrażam sobie wspinaczkę w parszywą pogodę na ten piękny wierzchołek. Przecież tutaj podczas koszmarnej aury wiatr spokojnie urywa łeb. Mieliśmy naprawdę dużo szczęścia.
Ben Nevis mimo niepozornej w naszym mniemaniu wysokości jest ogromną górą. Atakuje się go od poziomu morza. Patrząc na nią z podziwem kiwamy głową. Zalegający na jej wierzchołku śnieg potęguje to wrażenie, nie znając jej wysokości zdecydowanie typowalibyśmy jej wysokość na grubo ponad 2 tysiące. Zresztą w Szkocji góry ośmiuset metrowe wyglądają na przynajmniej dwukrotnie wyższe.
Wspinaczka na tę piękną górę jest długa, mozolna lecz stosunkowo łatwa. Budziliśmy niemałe zainteresowanie wśród piechurów. Na próżnio na tablicach informacyjnych szukaliśmy zakazów rowerów. Widocznie Angole inaczej podchodzą do naszego ulubionego sportu. Nigdzie w tutejszych górach nie spotkaliśmy zakazów. Tutaj po prostu jedziesz na własną odpowiedzialność. Myślę, że za narozrabianie są tutaj solidne kary. Jednak jak wiesz co robisz nikt ci tego nie zakazuje. U nas martwią się za nas i na wszelki wypadek nic nie wolno.
Wspinaczka trwała długo. Lecz wynagradzana była oszałamiającymi widokami. Każde odwrócenie się do tyłu powodowało ech... ach.... Było pięknie.
Szczyt całkowicie w śniegu. Na szczęście twardy i podchodziło (jak i później zjeżdżało) się bez większego problemu. Sam szczyt jest dość obszerny. Płaski. Utrudnia to trochę fotografowanie panoram. Bardzo dużo ludzi. Taka pogoda nie zdarza się tutaj codziennie więc kto tylko mógł korzystał z okazji.
No i zjazd. Nie do końca wspominam go dobrze :-). Pierwsze kilometry miodzio. Taborety sympatyczne, przepusty do przeskoczenia - rewelacja. Pędziło się z dziką przyjemnością. Druga polówka (od jeziorka) to już wyższa szkoła jazdy. Nasz Diablak do kwadratu. Bardzo brakowało mi skoku i ogólnie geometria przy takim harcorze była do dupy. Zaliczyłem mega glebę. Kilkanaście metrów turlało moje zwłoki po kamiennych schodach. Uff.. jak sobie pomyślę to już mnie boli. Paweł znacznie zręczniej sobie radził na tym odcinku. Nie uniknął jednak kilku spektakularnych lotów koszących. Cichy trafił z sprzętem w dziesiątkę i na swym potworze pomykał aż miło. (Inna sprawa że zabrał ze sobą pompkę - ale to już opowiem przy piwie hehe).
Długo będę wspominał Ben'a. Jest satysfakcja z jego zdobycia. Pewnie los długo mnie nie przywlecze w te rejony więc frajda jeszcze większa.
Dość ględzenia. Czas na foty :-).

Jeśli ktoś jescze nie widział zapraszam również na galerie Cichego oraz Pawła.
https://picasaweb.google.com/110901215767250761815
https://picasaweb.google.com/110695469842692511164
Tracka można oblukać tu : http://www.gpsies.com/map.do?fileId=awgicmwyqfyasdlo
Jeszcze oczywiście mapka:

i profil

Pasieczkin, 19-05-2012, ods�on: 1741 |