Tym razem poznaliśmy prawdziwe oblicze gór Szkocji. Są to najbardziej namoknięte góry jakie kiedykolwiek widziałem.

  Szkocja to chyba rzeczywiście kraj gdzie wiecznie leje. Wody tutaj nie brakuje. W zasadzie w górach z pod każdego kamienia sączy się strumyk. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze.

  Nic nie zapowiadało przygody jaka nas spotka. W góry prowadziła nas wygodna, wznosząca się sucha szutrowa droga. Ależ będzie nuda ....

  A tak w ogóle to w Szkocji przed 10:00 piwa nie kupicie.(a w niektórych knajpach nawet 11:00). Dlatego też zaskoczeni tym faktem na tę wyprawę wyruszyliśmy bez ulubionego trunku. Jedynie co mieliśmy do dyspozycji to niekończące się zasoby H2O :-)

  Kilka kilometrów przed przełęczą, z której mieliśmy mieć szalony zjazd zaczęło się. Wygodna droga zamieniła się w ledwo zauważalną ścieżkę wijącą się po zapadających się torowiskach i ciort jak głębokich bagnach.

  Tak do końca śmiechu nie było. W takich warunkach kilometrów nie ubywało. Dobrze, że mieliśmy śliczna pogodę i świetną widoczność ( oraz GPS'a). Podczas gęstej mgły, w deszczu zapewnie buszowalibyśmy gdzieś tam jeszcze po bagnach. Na dodatek w lecie ponoć grasują tu hordy okropnie dożartych muszek. ponoć wchodzą wszędzie doprowadzając do szału. Uff ... z potworów towarzyszyły nam jedynie żaby.

  Trwało to trwało. Totalnie z wymoczonymi nóżkami zdobyliśmy przełęcz. Teraz czekała nas wisienka na torcie. Szalony zjazd w stronę „lochy" gdzie zostawiliśmy samochody. To niestety jak zwykle trwało zbyt krótko. Ale jak to zwykle bywa każde przyjemne zjazdy są zbyt krótkie.

Tyle wstępu - na foty czas:

 mapka (track można oblukać TU - LINK)

oraz profil: